17:47

Skazany na kicz - gdzie jest Rysiek?

Źródło: Fot. Krzysztof Lisiak/ Teatr Śląski im. Stanisława Wyspiańskiego

   "Samotność to taka straszna trwoga. Ogarnia mnie, przenika mnie (...)" - śpiewał Rysiek Riedel. Mnie w taki sam sposób ogarnia gniew. Jest mi przykro, w jak prosty sposób można zniszczyć obraz niezwykłej osobowości, legendy muzyki. Nie będę dużo mówić o najnowszej produkcji Teatru Śląskiego im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach, "Skazanego na bluesa" w reżyserii Arkadiusza Jakubika. Powiem tylko - nie udźwignęli.

   To wszystko co usłyszałam z ust reżysera niemal tydzień przed premierą, jest całkowitym zaprzeczeniem tego co zobaczyłam. Miało nie być musicalu, miało być humorystyczne, chwilami dramatyczne, zupełnie inaczej niż w adaptacji filmowej. Tylko w którym momencie? Być może pomyliłam spektakle? Gdzie ta nowatorska inscenizacja oparta na kanwie scenariusza Przemysława Angermana i Jana Kidawy-Błońskiego?

Źródło:Fot. Krzysztof Lisiak/ Teatr Śląski im. Stanisława Wyspiańskiego

   Ziścił się mój największy, senny koszmar, czyli przedstawienie postaci Ryśka w pompatyczny wręcz przesadzony, barwny sposób. Ukazanie jego historii i kariery jako pięknego snu o wolności wyciągniętego wprost z amerykańskiego filmu. Być może Tomasz Kowalski, odtwórca głównej roli jest posiadaczem fenomenalnego głosu, ale z pewnością nie umiejętności aktorskich. Zostało to przyzwoicie zagrane, by nie użyć słowa "odklepane". Zabrakło emocji i przygotowania - poznania historii wokalisty Dżemu od wewnątrz. Najzwyczajniej prawdy, bez której historia Riedla nie istnieje. Nie wystarczy wyjść i zaśpiewać głosem, który porusza tłumy, trzeba naprawdę mieć świadomość bycia na scenie, bo to nie był koncert, a przynajmniej nie miał nim być.

   Bardzo charakterystycznymi motywami są przejścia sceniczne, w których pojawiają się postacie z obrazów śląskich prymitywistów - przez które reżyser chciał nawiązać do naszej kultury, tworząc pewnego rodzaju wizje, nieudolną psychozę ponarkotyczną, która  przenika się z rzeczywistością Ryśka. No i wszystko byłoby piękne, gdyby nie ta usilna "swoboda" aktorów, która tylko przyćmiła swoją nieschludną formą jak i towarzysząca jej "enigmatyczna" muzyka przypominająca bardziej szmery hydrauliczne niż intrygująca linię melodyczną.

Źródło: Fot. Krzysztof Lisiak/ Teatr Śląski im. Stanisława Wyspiańskiego

   Mając takie możliwości, jakie daje metafora i symbolika w teatrze, widz otrzymuje dosłowność treści podaną na tacy wraz ze strzykawkami i przesadzoną epilepsją głównego bohatera w jednej ze scen.  Kumulacja kiczu i przerysowanego tragizmu. Jedyną szansą na odbicie się od teatralnego dna, dla tonącego okrętu w postaci widowiska "Skazanego..." jest niebywała barwa Tomasza Kowalskiego przy dobrym akompaniamencie, niezwykły artystyczny plakat i gra Adama Baumanna (Jan Riedel, ojciec Ryśka), który jako jedyny w swojej roli potrafił być wiarygodny. A reszta to nieokreślone charaktery wypełniające przestrzeń w tle z kolorową scenografią, ażeby cieszyła oko widza.

  Szczytem żenady była wręcz pretensjonalna chęć integracji z widzami poprzez wyciągnięcie ich na scenę, w trakcie jednego z bardziej popularnych kawałków Dżemu i rozwinięcie bannera z napisem: "Ilu jeszcze jest takich jak on?". Naprawdę zabrakło tylko confetti. O wpadkach technicznych i fatalnej akustyce nawet nie będę już wspominać.

Źródło:Źródło: Fot. Krzysztof Lisiak/ Teatr Śląski im. Stanisława Wyspiańskiego

   Żal, rozgoryczenie i cholerna złość na twórców tego widowiska o indiańskiej wolności. Naprawdę chapeau bas za tramwaje, torby, koszulki, zaklejenie całego miasta informacjami o premierze "Skazanego na bluesa", promocja na najwyższym poziomie. Szkoda, że za tym marketingiem jest tylko pusta historia z niesamowitym głosem Tomka Kowalskiego, który jest  błogosławieństwem dla tego spektaklu, bo bez niego już naprawdę byłaby to pompatyczna chała.

  Z całą pewnością tłumy będą waliły drzwiami i oknami do Teatru Śląskiego z sentymentu do muzyki i osoby Riedla, ale czy ja wiem czy warto? Być może ludzie mogą bawić się przy dobrej muzyce, ale na ducha Ryśka nie macie co liczyć.

M.C.

8 komentarzy:

  1. Przepraszam bardzo, ale to ile pracy włożyli aktorzy oraz cały zespół Teatru nie jest skazany na kicz. Przede wszystkim w tym przedstawieniu chodziło o to, żeby główną rolę zagrała osoba, która najmniej jest przesiąknięta zawodem 'aktora' i która pokaże prawdę i naturalność człowieka. Uważam, że takie ocenianie i skreślanie nowej propozycji Teatru Śląskiego jest nie na miejscu. Widać, że osoba, która pisała tą recenzje jest albo tak bardzo nafaszerowana podstawowymi zasadami i nie potrafi dostrzegać tego, że świat niestety idzie do przodu, a razem z nim zmieniają się normy i sposoby przedstawiania życia. Przykro mi, że taki surowy artykuł pojawił się na Państwa stronie, ponieważ BYŁEM częstym gościem tej witryny. A skazany na kicz to jest Państwa strona :)
    Pozdrawiam i życzę takich samych recenzji i opinii o Państwa stronie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odnoszę wrażenie, że chyba nie zrozumiał Pan mojej recenzji. Każdy ma prawo do własnego zdania, a jeżeli mnie spektakl nie zachwycił to mam prawo, by na SWOIM blogu napisać SWOJE odczucia względem niego. Bardzo mi przykro, że BYŁ Pan gościem tej "kiczowatej" (w Pańskim mniemaniu) witryny, bo prawdopodobnie nie przeczyta Pan tej odpowiedzi.

      Praca aktorów nie jest wystarczającą podstawą do napisania dobrej recenzji. Jeżeli teatr szanuje widza, to również uszanuje jego opinię, nawet jeśli jest ona negatywna. TŚ jest wizytówką sceny teatralnej na Śląsku, dlatego nie zamierzam "smarować wazeliną", ale być wobec nich szczera, bo szczerość i obiektywizm to chyba najwyższa forma okazanego szacunku dla czyjejś twórczości. Przykro mi, że bezpodstawnie mnie Pan krytykuje (a może raczej hejtuje), ponieważ nawet nie mogę rozważyć Pańskiej tezy, bo brak w niej jakichkolwiek konstruktywnych argumentów. Poza tym taka dygresja, jeżeli ktoś bierze na warsztat czyjś życiorys, to jednak musi liczyć się również z niepochlebnymi recenzjami.
      Z wyrazami szacunku,
      M.C

      Usuń
    2. Z ciekawości czekałem na Pani odpowiedź. Oczywiście rozumiem, że każdy ma prawo do swojego zdania, ale proszę nie zrażać innych ludzi do obejrzenia tego przedstawienia. Z tego co kojarzę, jest Pani młodą osobą i na pewno inaczej odbiera Pani to przedstawienie niż ludzie, którzy wychowali się na tych piosenkach i na tym "buncie" jednostki. Uważam, że najważniejsze w tym wszystkim jest to, że członkowie zespołu Dżem, którzy mieli możliwość być na premierze "Skazanego.." uznali to przedstawienie teatralne za wzorcowe oddanie postaci Ryszarda Riedla.
      Ja mogę ze swojej strony polecić wszystkim to przedstawienie i radzę nie sugerować się opinią zamieszczoną przez Panią M.C. aż do momentu zobaczenia całego spektaklu.
      Pozdrawiam i do zobaczenia w TŚ :)

      Usuń
    3. Moim celem nie jest zniechęcenie widzów, bo moja opinia może nawet wzbudzić ciekawość wielu z nich. Zaręczam Panu, że niektórzy, pomimo mojego odmiennego zdania i tak zamierzają wybrać się na spektakl. :)

      Członkowie Dżemu są takimi samymi widzami jak ja czy ktokolwiek inny i jeżeli ich zdaniem spektakl był dobry w pełni to szanuję, tak samo jak zdanie Pana i innych. Nikomu nie zamierzam wpajać swoich poglądów, bo nie jestem recenzentem, ale młodym widzem, który ma prawo do głośnego powiedzenia co mu się podobało, a co nie. Trochę zderzam się w tej chwili z pewnego rodzaju paradoksem, ponieważ jeżeli "najważniejsze w tym wszystkim jest to, że członkowie zespołu Dżem, którzy mieli możliwość być na premierze "Skazanego.." uznali to przedstawienie teatralne za wzorcowe oddanie postaci Ryszarda Riedla.", to co do tego ma moja opinia?
      Pozdrawiam i oby do zobaczenia w TŚ,
      M.C

      Usuń
  2. Według mnie to odbiorca ma tu największe słowo. Możliwe, że w przedstawienie włożono dużo pracy, ale chyba osoba po drugiej stronie ma się prawo wypowiedzieć jeżeli się nie spodobało to widocznie coś nie gra, więc po co smarować dobrą recenzję na siłę?
    Pozdrawiam i dziękuje za wiele szczerych recenzji ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Chciałabym się odnieść w tym komentarzu do powyższej recenzji, ale na wstępnie pragnę zaznaczyć, że nie jestem fanką Dżemu, znam kilka najbardziej popularnych utworów, które bezsprzecznie wpisały się w naszą muzyczna kulturę. FILMU NIE WIDZIAŁAM. Na spektakl poszłam z ciekawości. Wcześniejszy "Lot..." również bardzo promowany nie zawiódł. Mówię z perspektywy widza, dla który zna historię Ryśka tylko w zarysie. Początkowo liczyłam na zawiązanie fabuły, tymczasem piosenki śpiewane nieziemskim głosem pana Kowala sypały się jak z rękawa. Jak na człowieka, który de facto nie ma przygotowania zawodowego w zakresie gry aktorskiej poradził sobie całkiem nieźle. No własnie jak na człowieka... ponieważ dysonans pomiędzy nim a zawodowymi aktorami wydaje się czasami nie do przeskoczenia. Kowal definitywnie głównie piosenkami i wlaną tam wrażliwością ciągnie wszytko w górę. Brakowało nadbudowania postaci. Elementy fantastyczne, niczym z szopki, miały nawiązywać do śląskości, psychozy Ryśka. Koncept dobry, plastyczny, tylko źle zastosowany, a przez to sztuczny. Zastanawiam się czy przypadkiem nie było to łatanie na siłę słabego przedstawienia, do którego próbuję sie sztucznie dorobić głębię? Z zawodowcami było niewiele lepiej. Ewa Kutynia grała zdecydowanie poniżej swoich możliwości (a to zdolna kobieta jest). Mnie osobiście zachwyciła (zastępcza-przypominam) rola pana Chojnackiego ew Baumanna. Wszystko zionęło kiczem. Koncepcja rzekomego snu był zupełnie nieodczytywalna,a wciąganie ludzi na scenę cokolwiek miłe, nijak ma się do budowania historii. Moje odczucia są mieszane. Faktem jest, że wierni fani Ryśka na pewno przyjdą, i zapewne będą się dobrze bawili przy znajomych dźwiękach i pomnikowej postaci Ryśka. Ten kto szuka głębokich teatralnych doznań może się srogo zawieść. Paradoksalnie , mimo licznych mankamentów, Kowal jest siłą. Nie uważam że recenzja jet zbyt ostra. To jest teatr, to jest odbiorca. Jak jest promocja, nie musi być głaskaniny. Nie "skazuję" tego na porażkę, było miło, była muza, była refleksja, ale co poza tym? Mniej pompy - więcej Sztuki TŚ.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak pisali dobrze to się wszystkim podobało a jak padło trochę słów krytyki to stronka kiczowata, brawo ANK fajnie że piszecie co czujecie, nie dajcie się wciągnąć w wazeliną smarowane recenzje - wolność słowa jest. W.

    OdpowiedzUsuń
  5. Mnie tam się podobało! I Ewa Kutynia i cała reszta, a meksykańska fala tylko sprawiła, że chciało się jeszcze.
    Na pewno jeszcze raz pojadę to zobaczyć, choćby po to, żeby odkryć w spektaklu coś jeszcze :) bo uważam, że za każdym razem da się odnaleźć w nim coś nowego. Pojadę dla muzyki i dla Goli. :)

    OdpowiedzUsuń

TOP