18:14

Oscarowe Dysputy: Wzloty, upadki i inne nieszczęścia




 Zaraz po zakończeniu gali wręczenia nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej, (mimo dość wczesnej pory) skontaktowałam się z Zosią i zaproponowałam jej spotkanie by porozmawiać o tym co nas wzruszyło, a co sfrustrowało w tegorocznych Oscarach. Ona bez wahania przystała na moją propozycję i tak spędziłyśmy upojne popołudnie przy herbatce śmiejąc się, kłócąc i przekomarzając. Chwilami nasze dysputy  bywały naprawdę zacięte, ale na szczęście obyło się bez rękoczynów.

Monika: To co Zofio, 86 rozdanie Oscarów udane?

Zosia: Uważam, że w większości aspektów udane. Piękne suknie, żadnych większych wpadek (no może poza kolejnym, spektakularnym potknięciem Lawrence), dobra prowadząca no i nagrody... słusznie przyznane?

Monika: No właśnie, tradycji musiało stać się zadość. Nie wiem kiedy ona zacznie patrzeć pod nogi. Co do nagród, to wg mnie Akademia Filmowa już od dobrych kilku lat nie nagrodziła słusznie we wszystkich kategoriach...
Zawsze się znajdzie jakiś kozioł ofiarny.


Zosia: Oczywiście, że tak. Nie można każdemu dogodzić więc zawsze znajdą się jakieś głosy mówiące "niesłusznie, źle, nie fair". Do powtarzającego się od dłuższego czasu motywu pokrzywdzonego DiCaprio (rok 1994, błagam!) dołączyły w tym roku różne głosy mówiące m. in. o przesadzonym zachwytem nad wspomnianą wyżej Lawrence jak i (bezsensowne moim zdaniem) opinie o zbyt dużej ilości Meryl Streep w produkcjach ostatnich lat. Do tego kontrowersje związane z wygranym "12 years a slave" (że propaganda, że suchy i pompatyczny). Zapomniałam o czymś?

Monika: Szczerze mówiąc do każdego z nominowanych filmów można mieć zarzuty. Zacznijmy od najlepszego filmu. Moim zdaniem gdyby Akademia nie przyznała nagrody "Zniewolonemu" to zaręczam Ci, że już dziś zostałaby obsmarowana na pierwszych stronach gazet. Spójrzmy prawdzie w oczy. Jeżeli zrobisz film poruszający tematykę tabu (czyt. rasizm, antysemityzm etc.) to Oscara masz w kieszeni. Lista podobnych filmów jest naprawdę długa, choćby obraz Spielberga "Lista Schindlera". Mnie jakoś ten film nie powalił, a Oscarów otrzymał chyba z 7.

Zosia: Tabu nie tabu, moim zdaniem historia pokazana w "Zniewolonym" jest niesamowicie chwytająca za serce, a przedstawiona jest w sposób dosłowny i mocny. Ulubione słowo obywateli USA - wolność - jest tutaj głównym motywem, co na pewno było jednym z podstaw do takiego, a nie innego odbioru, ale nie należy moim zdaniem przesadzać w surowych ocenach. Nie powiem, że był to mój faworyt do nagrody, ale nie będę narzekać.


Monika: Jak mówi moja babcia: "No dziołcha, jo Cie prosza!" Mnie to co najwyżej ten film znudził do tego stopnia, że nawet nie obejrzałam ostatnich dwudziestu minut, bo stwierdziłam, że nie warto. Byłam zaskoczona, że odtwórca głównej roli, czyli Chiwetel Ejiofor nie otrzymał statuetki, skoro film tak "porusza tłumy". Zgarnął mu ją sprzed nosa Matthew McConaughey. Do panów jednak przejdziemy za chwilkę, bo jestem niezmiernie ciekawa jakie były Twoje typy, jeżeli chodzi o najlepszy film. Chyba nie powiesz mi, że to nieszczęsne dziecko szczęścia w postaci filmu "Zniewolony"?

Zosia: Jak powiedziałam - nie, ale nie sądzę, żeby był aż tak fatalny! Moim faworytem był "Dallas Buyers Club". Doceniam też "Her", ale najlepszym filmem bym go nie utytułowała - cieszę się za to z najlepszego scenariusza oryginalnego i w pełni zgadzam się z werdyktem. A teraz powiedz mi, bom ciekawa, który z nominowanych do głównej nagrody filmów był Twoim zdaniem tym "naj"?


Monika: Wiesz co, już byłam pełna nadziei, że się posprzeczamy, ale z bólem serca przyznaję, że moim typem również był "Dallas Buyers Club".

Zosia: Ha! Obędzie się bez krwi. Dobrze, a co z Cate Blanchett i Matthew McConaughey?

Monika: Przyznam, że Matthew McConaughey nie do końca był moim faworytem. Wszystkim wiadomo, że Akademia docenia poświęcenia aktorów dla roli (co widać po laureatach). McConaughey (schudł na rzecz swojej postaci dobre 20 kilogramów) miał sporą konkurencję ze strony Christiana Bale, który do roli potrafi schudnąć do tego stopnia, że cienia nie rzuca, a w kolejnym filmie brzuch mu ten cień przysłania, także co do panów naprawdę można było nie mieć pewności. Oczywiście wszystkie fanki złotego chłopca w tym ja, czyli naszego przegranego nad przegranymi Leo miałyśmy nadzieję, że to właśnie on otrzyma nagrodę. Mnie jednak wydaje się, że po prostu DiCaprio musi jeszcze kilka razy spektakularnie zakończyć żywot swojej postaci tonąc w kilku innych filmach poza Titanicem i Gatsbym.

Zosia: McConaughey w swojej roli był świetny, przeobraził się w stu procentach, był niesamowicie wiarygorny jako Ron Woodruf. Jednak nie umiem wyjaśnić czemu, ale ja bym mu Oscara nie przyznała. Jeśli mam być szczera to Leonardo byłby odpowiedniejszym laureatem. Chociaż wydawałoby się to trochę naciągane ze względu na tą nagonkę na jego "bezoscarowość", ale pomińmy to. Za to Blanchett uwielbiam, ubóstwiam i jestem za, ale jednak Meryl sprawiła, że w jej postać wysuwałam szeregi inwektyw, co zwykle mi się nie zdarza. Postać była kobietą obrzydliwą, nawet zważając na ciężką przeszłość - po prostu ją znienawidziłam. Także tutaj wybór jest dla mnie ciężki.
A propos Leonardo mam jeszcze smutne przeczcie, że Oscara owszem dostanie, ale za całokształt twórczości za dwie dekady lub (co gorsza i błagam żeby tak nie było) pośmiertnie.


Monika: No chyba muszę się z Tobą zgodzić co do naszego biednego Leosia. Nie wiem czy widziałaś, ale powstają już nawet fanpage na facebooku poświęcone tej jak wcześniej określiłaś "bezoscarowości" DiCaprio. Myślę jednak, że nie załamie się z tego powodu i będzie dalej tak ciężko pracował na planie filmowym jak dotychczas. Dla mnie Cate była chyba najodpowiedniejszą kandydatką do statuetki. Trzeba podkreślić fakt, że jest to jedna z niewielu aktorek Hollywood, która naprawdę dobrze sobie radzi z grą aktorską. Odnoszę wrażenie, że nominacja Meryl staję się już swoistego rodzaju tradycją. Bez niej Oscary straciłyby swój charakter. Ona poprzez postać potrafi rozbudzić najbardziej uśpione sfery wyobraźni. Wydaje mi się, że budując rolę, dopieszcza każdy, nawet najmniejszy detal, co sprawia, że jest niezwykle prawdziwa i jej postać aż ryje się w pamięć.

Zosia: Meryl należy się w zasadzie każda nominacja jaką dostaje, bez dyskusji. Tak samo zresztą Cate. Wracając jeszcze do kwestii aktorki w roli pierwszoplanowej - co w nominacjach robi Amy Adams?! Mdła, nudna i jednowymiarowa, nie przekonująca. A jej "brytyjski" akcent? Na wyznanie jej postaci, że nie jest Angielką zareagowałam: "no przecież wiem".


Monika: O Amy mi nawet nie wspominaj, jeśli nie chcesz bym poważnie się zdenerwowała. Szczerze powiedziawszy nie mam pojęcia co w nominacjach robi sam film "American Hustle" pełen tandety, kiczu i "niemego" akcentu.


Zosia: "American Hustle" to nieporozumienie! To nie jest oscarowy film! Fakt, całkiem mi się podobał, bo to nie jest zły obraz. Ale oscarowy? Nie sądzę. Chyba najbardziej do gustu przypadł mi w nim Jeremy Renner, mimo, że był postacią dalszego planu. Kostiumograf i fryzjerzy również wykonali kawał dobrej roboty. Ale aktorsko, reżysersko i scenariuszowo było po prostu przeciętnie, miejscami nawet byle jak. I jeśli nie masz nic do dodania to może przejdźmy do dalszych kategorii, bo za bardzo się zirytujemy.

Monika: Zgodzę się z Tobą Zofio. Nie mówmy już o "American Hustle", bo będę musiała wypić kolejną kawę, by utrzymać nerwy na wodzy. To co? Bierzemy na tapet role drugoplanowe. Jakieś sugestie, kto się zbłaźnił, kto zadziwił?

Zosia: Zadziwił Jonah Hill, sprostał oczekiwaniom Jared Leto, rozczarował Bradley Cooper, nieco zbyt teatralnie, ale poprawnie wypadł Michael Fassbender, świetnie zadebiutował Barkhad Abdi. To tak pokrótce. Wygrał mój faworyt i moim zdaniem nie jest to zasługa jedynie spektakularnej metamorfozy i idealnej charakteryzacji; Rayon jest postacią czarującą, pełną gracji i delikatności, a co najważniejsze dla mnie - wiarygodną.


Monika: Jared być może był dobry, ale czy ja wiem czy aż tak dobry, by na jego półce błyszczała, złota statuetka Oscara? Mam trochę do niego żal, że skupia się na tym swoim zespole 30 seconds to mars, który nie oszukujmy się nie jest fenomenem na skalę Queen. A powinien się chłopak wziąć porządnie za szlifowanie swojego talentu, bo niewątpliwie go ma. Bradley rozczarowuje mnie nieustannie, także nie mogę powiedzieć, że zrobił jakiś postęp, po prostu zagrał jak zwykle, był mdły i zgrywał amanta. Co do reszty moje nastawienie jest neutralne. Zagrali, nominację otrzymali i na tym sie ich rola skończyła. To jest kategoria do której mogłabym mieć wiele zastrzeżeń. Ale jak z kobitkami? Wracamy do punktu wyjścia, czyli uroczej Jennifer Lawrence...


Zosia: Jeszcze odpowiadając, Jared Leto i jego muzyka to zupełnie oddzielna sprawa i może w ten temat nie wchodźmy, bo nie o tym rozmawiamy. Mam żal o to, że tak rzadko gra, bo jest naprawdę niezły w tym co robi. Bradley Cooper to aktor przeciętny, nie ma co się rozpisywać. Co do Jennifer to uważam, że nominacja była dość naciągana - na ekranie ledwo co było ją widać, chociaż postać miała ogromny potencjał i była bardzo dobrze nakreślona. Poza nią mamy jeszcze Julię Roberts - jedna z wielu świetnych postaci w "Sierpniu..." i nawet jeśli wg mnie nie zawsze mogłam odgadnąć jej motywacje to i tak zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie. Do tego mamy jeszcze zwyciężczynię - ekspresyjną debiutantkę Lupitę Nyong'O. Piękna i sympatyczna dziewczyna, ale czy dobra aktorka? Tego jeszcze nie wiemy, ale mam nadzieję, że się dowiemy, bo rolą nie zawiodła. Trochę boję się, żeby Oscar za debiut nie był przekleństwem. Zostaje nam jeszcze Sally Hawkins - jak dla mnie idealna do roli jaką zagrała, ale czy na miarę Oscara? Nie jestem pewna. I jeszcze June Squibb - typowa rola poczciwej i nieco zgryźliwej starszej pani. Poprawna, owszem, ale mam wrażenie, że została nominowana ze względu na brak innych kandydatów, bo sama "Nebraska" wywołała we mnie mieszane uczucia.


Monika: Nie wiem czy się ze mną zgodzisz, ale odnoszę wrażenie, że wielu aktorów otrzymuje nominacje tylko dlatego, że Akademia nie potrafi znaleźć nikogo innego. Nie wiem czy byłabym z tego dumna, dostając "szansę" na Oscara, ponieważ tak naprawdę stanowię nikłą konkurencję dla faworytów. Z tymi debiutantami to różnie bywa, bo taki Oscar częściej może zamknąć niż otworzyć drzwi do filmowej kariery. Spójrzmy też na nią i zastanówmy się, debiutantka otrzymuje oscara (najważniejszą nagrode filmową na świecie!), a stary filmowy wyjadacz Leonardo DiCaprio wychdzi z gali z niczym. Gdzie ta bezbłędność i gust członków tego szlachetnego, filmowego stowarzyszenia? Nie rozumiem fenomenu panny Lawrence. Mnie jej kreacje aktorskie nie zachwycają, a co gorsza częściej są dla mnie żenującą próbą pokazania się od jak najlepszej strony, co najczęściej wychodzi jej groteskowo, zupełnie tak jak zaprezentowała to w tym całym "American Hustle". Na gali Oscarowej co najwyżej błyszczy swoimi niefortunnymi upadkami. Roberts jest bardzo dobra aktorką, ale bardzo często mylę ją z Bullock, nie pytaj dlaczego. O paniach Hawkins i Squibb nie będę się wypowiadać, bo mam nieodparte wrażenie, że są tylko na doczepkę w tym oscarowym kotle.

Zosia: Fenomen Jennifer Lawrence polega głównie na jej przystępności i bezpretensjonalnemu zachowaniu. I to się chwali. Natomiast aktorsko jest wg mnie dobrze, ale może być jeszcze lepiej i bardzo jej tego życzę, bo ma interesującą urodę i jak na razie całkiem ją lubię. Jedyne do czego mam duże zastrzeżenia to zeszłoroczne nieporozumienie jakim był Oscar, który otrzymała, ale nie o tym mówimy (swoją drogą ciekawa rzecz - i "American Hustle" i "Poradnik pozytywnego myślenia" mają w głównej obsadzie Coopera i Lawrence, oba filmy otrzymały nominacje i oba są moim zdaniem kiepskie). Roberts i Bullock występowały w wielu popularnych komediach romantycznych w latach 90. - może dlatego? A Oscary, jak to ładnie nazwałaś, "na doczepkę" są dość... żałosne? Nie rozumiem tego zjawiska, w końcu liczy się jakość, nie ilość... Mogę wspomnieć o kategorii, która jest moim zdaniem w całości idealna? Chodzi mi o statuetkę za oryginalną ścieżkę dźwiękową. Mamy Johna Williamsa ze "Złodziejką książek", Stevena Price z "Grawitacją", Arcade Fire i "Her", Alexandre Desplat z "Philomeną" oraz Thomasa Newmana i "Ratując pana Banksa". Pierwsze trzy pozycje są w całości perfekcyjne! Co prawda liczyłam na Arcade Fire i ich gitarowo-nowoczesne kompozycje, ale wygrana Price'a mnie nie dziwi i nie rozczarowuje - mam wrażenie, że sama ścieżka dźwiękowa opowie historię równie dobrze jak audio+wideo. Natomiast niezawodny John Williams i jego fortepianowe utwory zawsze zachwycają dlatego tu bez zaskoczenia. Zdecydowanie w całości najlepsza kategoria tego roku.


Monika: Jak dla mnie ta dziewczyna przegrywa swoje role, czyli usilnie próbuje zagrać jak najlepiej zamiast postarać się wejść w rolę. No punkt dla Ciebie za spostrzegawczość. Coś w tym jest, bo pamiętam w ubiegłym roku kiedy otrzymała Oscara (podejrzewam nawet ten Wszechmogący nie wie za co) byłam bardzo oburzona. Zresztą ten cały Cooper nieźle działał mi na nerwy. Od kilku dobrych lat czyt. gdzieś po 2000 roku, Akademia na ślepo nominuje wiele filmów i ich twórców, po czym niespodziewanie nagradza ich statuetkami. Świadczy to tylko na niekorzyść tej jakże ważnej nagrody, bo traci ona na swojej wartości. Nie uważasz? Kolejny zarzut to dzielenie kategorii na ważniejsze i mniej ważne. Tak jak wspomniałaś np. o ścieżce dźwiękowej, kto pamięta o takich kategoriach, skoro w centrum jest upadek jakiejś wschodzącej gwiazdki czy kreacja innej panny z czerwonego dywanu.
Przyznam, że wygrana ścieżki do Grawitacji wg mnie nie była najlepszym wyborem. Dla mnie absolutnie magiczna jest melodia stworzona przez Thomasa Newmana do filmu "Ratując pana Banksa". Słuchając jej od razu moja wyobraźnia zostaje uruchomiona.

Zosia: Fakt, Oscary są coraz bardziej świętem mediów, nie dziesiątej muzy. Niestety. Zobaczymy jak to będzie wyglądało w przyszłych latach, bo coraz częściej słychać, że fakt otrzymania Oscara nie jest gwarantem sukcesu i prestiżu i to jest niestety prawda. Kategorii jest mnóstwo, a niestety większość skupia się tylko na tych uznanych za główne. Chociaż muszę przyznać, że sama jestem ignorantką jeśli chodzi o kategorię dokumentu i krótszego dokumentu, niestety. Resztę kategorii staram się w jakiś sposób ogarnąć i wyrobić sobie zdanie na ich temat. Powtarzam jeszcze raz co do muzyki: cała kategoria jest wygrana.


Monika: Rozmawiać na ten temat mogłybyśmy długo, ale czas nas nagli. Nie można tak bezczynnie siedzieć przy herbatce i roztkliwiać się nad upadkami jak i wzlotami tegorocznych Oscarów. Podsumowując, w pamięć zapewne zapadnie "słit focia z rąsi", która zablokowała twittera, niebanalne przemówienie Jareda oraz pizza, którą zajadały się gwiazdy. Niestety Zofio, ale mam nieodparte wrażenie, że perełek filmowych można już tylko szukać w kinie niezależnym. Pozostaje nam czekać na 87 rozdanie nagród Akademii i mieć nadzieję, że ich decyzje będą tym razem rozważniejsze i bardziej przemyślane, bo kolejnej gali wręczenia "przypadkowych" Oscarów, już nie zniosę.


M.C.&Z.U.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

TOP