15:56

Złap nas jeśli potrafisz!



Źródło: Fot. Maciej Stobierski/Teatr Zagłębia
  To był mój pierwszy raz od bardzo dawna. Pierwszy raz, kiedy szczerze zaśmiałam się na spektaklu. Nie rozśmieszyły mnie komentarze starszych pań obok, jak to zwykle bywa, ale akcja rozgrywająca się na scenie, chwilami nawet poza nią. Dokładniej to "Bobiczek" w reżyserii Łukasza Kosa Teatru Zagłębia w Sosnowcu.

   Z dobrym żartem w teatrze jest trochę jak z gotującym się mlekiem, jak zbytnio przykręcimy to wykipi i spalone. Połowa nie zrozumie, a druga się zniesmaczy. Spektakl "Bobiczek" na podstawie powieści „Zimowy pogrzeb” izraelskiego dramaturga Hanocha Levina jest pierwszym od niepamiętnych mi czasów, o którym można powiedzieć, że jest naprawdę na niezłym poziomie dowcipu. Jak jest mowa o dupie, to o dupie i nikt się z tym nie kryguje, siląc się na przyzwoitość słowa. Jednak zdecydowanie komizm sytuacyjny jest tutaj kluczem humorystycznego wydźwięku sztuki.

Źródło: Fot. Maciej Stobierski/Teatr Zagłębia

  Spektakl opiera się na ucieczce rodziny Laczka Bobiczka (Marek Kossakowski) przed nim i wiadomością jaką chce za wszelką cenę im przekazać, a mianowicie o śmierci swojej matki Alte Bobiczkowej (Elżbieta Laskiewicz). Ciocia Szracja (Dorota Ignatjew) nie chce jednak dopuścić do oficjalnego otrzymania tej smutnej wieści, ze względu na tak bardzo wyczekiwany ślub swojej córki Welwecji (Edyta Ostojak), który mógłby się nie odbyć z powodu niespodziewanego pogrzebu matki Bobiczka.

Źrółdo: Fot. Maciej Stobierski/Teatr Zagłebia

  Akcja jest nieprzewidywalna, co nie pozwala na znudzenie widza. To co zaskoczyło mnie najbardziej, to tworzenie się przestrzeni w jaką przenoszą się bohaterowie na oczach widzów. Bez spuszczania kurtyny czy gaszenia światła, mamy możliwość zobaczenia jak tworzy się świat Bobiczka. Taka minimalistyczna koncepcja reżysera sprawiła, że zmiana scenografii jest elementem rzeczywistości przedstawionej, a nie wykracza poza ramy spektaklu.

  Musiałam wybrać się aż do Sosnowca, by w końcu zobaczyć aktorów, którzy znają i potrafią się odnaleźć w przestrzeni scenicznej, nawet podczas szybkich i ekspresyjnych scen. Dorota Ignatjew rolą ciotki Szracji (która momentami przypominała mi panią Dulską z powieści Gabrieli Zapolskiej) skradła tytułowemu Bobiczkowi spektakl, wraz ze swoją nieokrzesaną charyzmą. Nasz biedny Bobiczek był tutaj tylko wyjętym wprost z czeskiego filmu życiową niedorajdą w przykrótkich spodniach.
Źródło: Fot.Maciej Stobierski/Teatr Zagłebia


  Uchodzenie duszy z ciała przedstawione poprzez proces oddawania gazów...mogłoby się wydawać nieodpowiednie, ale przecież rozkład ciała również nie jest przyjemny, szczególnie z racji zapachu. Temat śmierci pokazany w bardzo lekki sposób, nadał przedstawieniu charakteru. Muzyka bywała momentami zbyt głośna, a kwestie nie były dobrze słyszalne. To jednak sprawa czysto techniczna, a oprawa muzyczna była niezwykle istotna, ponieważ nadawała tempo.

  Mogę śmiało podpisać się pod słowami Bobiczka "ulżyło mi", padających w jednej z końcowych scen.  Do wczoraj myślałam, że nie można już rozsiąść się na widowni i delektować humorem w najprostszej postaci. "Bobiczek" przywrócił mi wiarę w teatr i jego komediowe oblicze, gdzie na wszelkie mankamenty można przymknąć oko. 

M.C.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

TOP