10:08

Wielkie BOOM na czarnym Śląsku - węgiel powraca do łask


Fot. Weronika Mamot
      To był chyba najbardziej deszczowy dzień września. Nie dość, że wokół nas lały się strugi deszczu (które oczywiście są urocze, jeśli tylko siedzi się w przytulnym pokoiku i grzeje przy kominku), to jeszcze nie potrafiłyśmy znaleźć miejsca, które było celem naszej wyprawy. Byłyśmy jednak zawzięte i po długich poszukiwaniach trafiłyśmy na wystawę, całkowicie poświęconą czarnemu kruszcowi.

    Mam wrażenie, że mieszkańcy Śląska nie lubią mówić wiele o swoim regionie. Chyba, że narzekają albo kłócą się o to czy ma być niezależny. Robi się takie akcje typu „Węgiel BOOM”, żeby na nowo zapałać uczuciem do Śląska i spojrzeć z innej strony na naszą kulturę. Ja jestem patriotką. Kocham miejsce w którym się urodziłam. Nie popieram autonomii, po co Śląsk ma się odłączyć od reszty? Czy organizm może funkcjonować bez wątroby? To chyba zły przykład, rodzi procentowe skojarzenia. To żeby nie wartościować, bez jakiegoś niezbędnego oraganu? Nie bardzo. Ludzie którzy chodzą sobie na Marsze Autonomii nie mają nic ważniejszego do roboty, albo lubią się kłócić lub też zupełnie nie znają historii Polski. Tych zachęcam do jej bliższego poznania. Lepiej późno niż wcale, ale zbaczam z głównego tematu.

Fot. Weronika Mamot

Fot. Weronika Mamot
     Wybrałyśmy się do lokalu, który jak stwierdziłyśmy byłby idealnym miejscem zamieszkania. Cóż poradzić, że zrobili tam wystawę. Super, że są ludzie, których fascynacją jest nasz region czy węgiel kamienny. Fajnie, że przekładają swoje zainteresowania na sztukę. Mnie osobiście zachwyciła lampa. Plakaty były zabawne, ich forma przede wszystkim i styl były interesujące. Tylko dla mnie było to niewystarczające. Nie po to zmokłam jak kot, żeby pobyć tam pięć minut. Owszem, każdemu nazwijmy to eksponatowi mogłam przyglądać się całe dwadzieścia minut, ale chyba nie miałam co kontemplować. To co tam znalazłam, było... okej.

    Według mnie to jednak za mało na wystawę i takie nowatorskie przedsięwzięcie. Mało dzieł, więc mało o nich tekstu.  Za „Węgiel BOOM” kryją się także warsztaty fotograficzne czy kulinarne, których sama nazwa zachęca do wzięcia w nich udziału. Były one ciekawym elementem całego przedsięwzięcia i na pewno można o nich o wiele więcej powiedzieć.

    Pamiętam, jak byłam małą dziewczynką, mój tata przynosił niewielkie, czarne bryłki do domu i zawsze po ich dotknięciu byłam cała brudna. Chociaż jego praca była ciężka, nawet nie potrafię sobie wyobrazić jak bardzo, to jestem dumna z tego że mój tata był górnikiem. Może idę teraz w tkliwy sentymentalizm i przemawia przeze mnie 6-letnia dziewczynka to mam nadzieję, że każdy ma jakieś miłe wspomnienie z dzieciństwa stricte związane ze Śląskiem. Wiele zależy od naszego spojrzenia na pewne sprawy, nie wszystko musimy widzieć w czarnych jak węgiel barwach.

M.O.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

TOP