15:01

Patelnia = Muzyczna komercha

Jak nie dać się zwieść sztuce marketingu i odkryć nieznane


Fot. Weronika Mamot
      Czy również tak jak ja często kupujecie coś nie kierując się zdrowym rozsądkiem, ale niską ceną bądź też reklamą? Ja w ten sposób stałam się (nie)szczęśliwą posiadaczką patelni, która nie była wcale tania, ale była szeroko reklamowanym produktem „wysokiej jakości”. Po kilku tygodniach użytkowania, pokazała mi się od swojej najgorszej strony właśnie tej jakościowej. Tylko czy niską cenę biletu można porównać do patelni o zbyt wygórowanej cenie? To pytanie pozwolę sobie zostawić na koniec.


Fot. Weronika Mamot
    Bilet na koncert  Dirty Honkers, bo o tym zakręconym trio mowa nabyłam dość przypadkowo. Zaintrygował mnie opis oraz skusiła niska cena biletu. Stwierdziłam, że 5 zł to naprawdę nie jest dużo, a mogę miło spędzić wieczór w gronie przyjaciół. Miałam pewne obawy, bo zespół nie był mi wcześniej  znany, ale gdy tylko usłyszałam pierwsze dźwięki „Gingerbread Man”, wszystkie wątpliwości zostały rozwiane. Zespół wystąpił w katowickim kinoteatrze RIALTO w ramach festiwalu „SABABA, czyli dobra zabawa z kulturą żydowską”. 
 
Fot. Weronika Mamot

  Honkersi nie tylko rozgrzali kameralną publiczność, ale zdecydowanie pokazali coś nowego i nietuzinkowego.  Grupa została założona w Niemczech, jednak jej twórcy to niezwykła mieszanka narodowościowa. Raper oraz producent Gad Baruch Hinkis z Izraela, który niewątpliwie jest najbardziej szaloną jednostką zespołu. Uwodzicielska saksofonistka/wokalistka Andrea Roberts z Kanady oraz urokliwy Francuz Florent  Mannant również saksofonista i wokalista. Trzeba wyróżnić tę dwójkę za ich fenomenalną grę na saksofonie. Nikt nie przypuszczałby, że ten instrument może nadać taki charakter linii melodycznej wielu utworów. Gad, czyli lider zespołu to niezwykle zwariowana osoba, która wręcz emanuje energią.  Electro swing gatunek o którym nigdy nie słyszałam, a poznałam go właśnie na ich koncercie. Jeżeli ktoś kocha taniec, to mogę się założyć, że pokocha też Dirty Honkers za ich charyzmę, styl i odwagę w poszukiwaniu i tworzeniu nowych dźwięków.
    
     Zrelacjonować ich koncert jest prawie niemożliwym. Mogę pisać o nich w wielu superlatywach, ale te trzy słowa powinny chociaż w ¼  wyrazić to co zobaczyłam i przeżyłam na ich koncercie: zabawa, taniec i oderwanie się od rzeczywistości. Bez ściemy i robienia „show” na siłę. Taka alternatywność powinna być na szczycie, ale czy wtedy można by było nazwać ją alternatywą?

Fot. Weronika Mamot
   A o co chodzi z patelnią? Zastanówcie się więc czy warto połaszczyć się na okazję i promocję o dużym zasięgu, ponieważ czasem te najprawdziwsze perełki nie mają za sobą wielkiego splendoru i reklamy, ale mają coś czym wygrywają już na początku, czyli jakość i styl. Być może ta nieszczęsna patelnia nie jest trafnym porównaniem, ale gdybym miała wypisać wszystkich zbyt ceniących się „artystów” polskich jak i tych zagranicznych, mogłabym nigdy nie skończyć tego felietonu, a zapewne większość z Was stwierdziłoby, że oczerniam wielu wybitnych muzyków. Często promowanie ich  koncertów przez media i zapowiadanie wielkiego show, niekoniecznie oznaczają koncert na poziomie i moc wrażeń. Dlatego zachęcam do poszukiwania JESZCZE nieodkrytych, prawdziwych muzyków i ich twórczości, którzy robią coś z pasją. Dirty Honkers jest tego idealnym przykładem.

M.C.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

TOP